W kawiarni, którą niedawno odwiedziłam, przy stoliku obok mojego siedziały dwie kobiety. Rozmawiały o sukcesie ich wspólnej znajomej. Jedna wyglądała na uradowaną z osiągnięcia koleżanki. Druga sprawiała wrażenie nieco przygaszonej.
– To fantastyczne, że dopięła swego! Podziwiam jej zaangażowanie i determinację. – powiedziała pierwsza
– No wiesz… musiała mieć jakieś dojścia i znajomości, inaczej to by się nie udało. Tacy jak ona zawsze mają w życiu łatwiej… – odparła druga.
Tym, co uderzyło mnie w tej sytuacji, był fakt, że jeszcze nie tak dawno, wygłaszałam zdania podobne do wypowiedzi drugiej rozmówczyni. Odbierałam ludziom prawo do ich sukcesu, prawo do bycia decydentem we własnym życiu, a sobie prawo do tego, by moja przeszłość nie determinowała przyszłości. Porównywanie się do innych i odnoszenie do ich osiągnięć odbywa się niekiedy na zasadzie: „Udało się mu/jej, bo on/ona miał/a w życiu łatwiej / lepszy start / bogatych rodziców / znajomości / pieniądze” itd. Dzieje się tu kilka rzeczy jednocześnie a wszystkie zasadzają się na poczuciu sprawczości.
Mam poczucie, że to przede wszystkim osobom, które osiągnęły sukces, odbierana jest sprawczość – z litanii powodów, dla których im się powiodło, wynika bowiem, że nie mieli w tym żadnego udziału. Ot, zostali namaszczeni do bycia ludźmi sukcesu, do bycia sławetnymi zwycięzcami ;). Ponadto osoby, które w ten sposób odbierają rzeczywistość, odbierają sprawczość także sobie, bo skoro ludzie sukcesu już na starcie mieli łatwiej i lepiej, to ja – jako zwykły śmiertelnik – nie mam żadnych szans. Po co więc miałabym się starać?...
Jednym z moich ulubionych cytatów, który miał na mnie bardzo duży wpływ, są słowa, które powiedziała Erica Jong:
„Kiedy bierzemy życie we własne ręce, dzieje się rzecz straszna: nie ma na kogo zwalić winy.” I rzeczywiście wzięcie odpowiedzialności za swoje życie to prawdziwe wyzwanie. Z jednej strony jest bardzo uwalniające- nagle nie ma wymówek, usprawiedliwień i nie da się dłużej zwalać winy na przeszłość albo na innych ludzi. To, co pozwalało tkwić w miejscu, które często nie do końca człowiekowi odpowiadało, jednak paradoksalnie dawało złudne poczucie bezpieczeństwa, bo było znane, nagle przestaje być dostępne. I właśnie dlatego, z dokładnie tych samych powodów, wzięcie odpowiedzialności za swoje życie jest również przerażające. Bo skoro tyle zależy ode mnie, to dlaczego tkwię w miejscu?...
Budowa ludzkiego mózgu nie jest naszym sprzymierzeńcem, gdy chodzi o wprowadzanie zmian; ten wewnętrzny sabotażysta będzie chciał za wszelką cenę przekonać nas, że znane jest lepsze od niewiadomej, nawet jeśli ta niewiadoma byłaby zmianą na lepsze. A tkwienie w miejscu sprawia, że człowiek czuje się jak ten marny puch rzucony na wiatr. Zależny od losu, opatrzności, szczęścia, decyzji innych. Od wszystkiego i wszystkich – tylko nie od siebie.
Warto również pamiętać, że niejednokrotnie widzimy zaledwie wycinek historii czyjegoś życia. Rzadko poznajemy całą drogę, którą ktoś przeszedł nim osiągnął sukces. „Wejście w jej/jego buty” mogłoby nastręczyć nam kłopotów – istnieje bowiem prawdopodobieństwo, że okazałoby się, iż to nie nasz rozmiar, nie ten fason, tu uwiera, tam obciera. Słowem: te buty są nie dla nas.
Jest także druga strona tego medalu. Uczestniczenie w mediach społecznościowych często powoduje, że zaczynamy porównywać swoje kulisy do czyjejś sceny. Widzimy posty i relacje uśmiechniętych, zadowolonych ludzi, którzy wciąż odnoszą sukcesy i zawsze dobrze im się wiedzie. A potem patrzymy na siebie- i często okazuje się, że z tego porównania nie wychodzimy zwycięsko. Dlatego tak ważna jest uważność na to, jakimi treściami karmimy się w internecie, a także, jakie schematy myślenia te treści w nas uruchamiają.
Wzięcie zdrowej odpowiedzialności za swoje życie i decyzje, a więc takiej, która uwzględnia to, na co mamy wpływ i to, na co tego wpływu nie mamy, jest w pierwszym „uderzeniu” przytłaczające i przerażające. Jednak po tym przerażeniu, zwykle przychodzi ulga. Ulga i poczucie bycia osobą decyzyjną w moim własnym życiu. Zmiana przekonania, że nic w swoim życiu nie mogę zmienić, niesie za sobą zmianę w sposobie myślenia i działania. Człowiek stopniowo przestaje operować "musizmami" a zaczyna używać języka sprawczości. Słowa „muszę”, „trzeba”, „należy”, „wypada” zostają stopniowo zastąpione przez „postanawiam”, „decyduję”, „wybieram”, „chcę”. Kropla drąży skałę. Warto zwrócić uwagę na historie, które sobie opowiadamy o świecie, o ludziach i o nas samych. Pozornie nic nie znaczące, stanowią fundament, na którym budujemy życie. Warto zadbać o to, by były to solidne podstawy, mające umocowanie w rzeczywistości.
Ta strona szamie ciastki, bo nikt tak człowieka nie rozumie, jak ciastki. Sałata nie rozumie, jarmuż nie rozumie, a ciastki zawsze! To było po ludzku, a oto wersja profeszynal: korzystam z Google Analytics oraz Facebook Pixel w celach analitycznych i marketingowych. Zbierane dane trafiają również do dostawców tych narzędzi. Możesz blokować cookies w ustawieniach przeglądarki lub poprzez dodatkowe wtyczki. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności.