Co Konfucjusz przemilczał o freelansie?

Co Konfucjusz przemilczał o freelansie?

„Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w swoim życiu” powiedział dawno temu niejaki Konfucjusz. Jedno jest pewne: ziomek nigdy nie był freelancerem ani mikroprzedsiębiorcą a już na pewno nie w Polsce ;). Poznaj siedem rzeczy, które Konfucjusz przemilczał o freelansie.

Jak wyglądają statystyki?

 

Według danych z 2018 roku w Polsce działa około 120 000 freelancerów, z czego połowa z nich łączy pracę etatową z rozwijaniem własnych projektów. Jako że to znikomy procent osób aktywnych na naszym rynku pracy, to wciąż popularny jest pogląd, że freelancer to taki lekkoduch, który żyje z dnia na dzień. Trochę posiedzi przy laptopie, trochę pobuja nogą i w zasadzie to trudno powiedzieć czym się zajmuje i z czego żyje ;). Tymczasem praca na freelansie, praca na swoim, praca zdalna to ogromne wyzwanie- i to na wielu polach.

 

 

1. Rozkręcanie własnego projektu na etacie to hardcore

 

Zwykle wygląda to tak, że po prostu po godzinach pracy na etacie siada się do pracy nad swoimi projektami. Wtedy model wygląda +/- tak: rano ogarnianie siebie, marsz do pracy na etacie, gdzie spędza się zwykle 8h a często i więcej, powrót do domu, ogarnianie domu czy jakiegokolwiek życia i dopiero wtedy można zasiąść do pracy nad swoimi projektami.

 

Dodajmy do tego jeszcze kilka zmiennych typu:

 

  • partner/partnerka, z którym chcemy budować wspólne życie, więc wymaga to zaangażowania obydwu stron,
  • dorosły członek rodziny będący pod naszą opieką - np. niepełnosprawny rodzic,
  • dziecko lub dzieci, którymi "ktoś" musi się zająć,
  • pupil, którego "ktoś" musi ogarnąć (zwłaszcza, jeśli pupil jest z tych potrzebujących wyjść z domu).

 

Im więcej tego typu zmiennych, tym więcej pracowania nad swoimi projektami po nocach, tym mniejsza liczba godzin snu i gorsza jakość tegoż snu, tym większy spadek produktywności i tym poważniejsze obniżenie koncentracji (m.in. dlatego, że nasza głowa jest w dziesięciu miejscach jednocześnie). Dla wielu freelancerów tak właśnie wygląda ten „sielski” początek bycia na swoim.

 

 

2. Trzęsienie ziemi dla nawyków

 

Rozpoczęcie pracy na swoim, pracy wykonywanej z domu czy pracy wykonywanej zdalnie, to prawdziwe trzęsienie ziemi dla naszych dotychczasowych nawyków. Nawyki uwielbiają schematy, utarte ścieżki, więc potrzebują jasnej struktury. Uwielbiają zatem także kontekst sytuacyjny. Dlatego to, że pracując na etacie było się mistrzem organizacji i kończenia zadań na czas, nie daje nam żadnej gwarancji, że na freelansie również będzie szło nam tak gładko. Praca na swoim wymaga poukładania wszystkiego od nowa. Krok po kroku, po swojemu, bazując na nowym kontekście sytuacji, w której obecnie operujemy, a więc także z uwzględnieniem obecnie posiadanych zasobów.

 

 

3. Mnogość pełnionych ról

 

Praca na freelansie wiąże się także z przejęciem na siebie nowych ról. I często są to role, w których brakuje nam doświadczenia czy kompetencji. Kiedy rezygnowałam z pracy etatowej, naiwnie sądziłam że 90% mojego czasu będę spędzać, prowadząc szkolenia. Pozostałe 10% mojego czasu, według mojej utopijnej wizji, miałam poświęcać na pozostałe aktywności. Tymczasem szybko się okazało, że te proporcje były odwrotne: 90% posiadanych zasobów czasu i energii musiałam poświęcać na bycie m.in. specjalistką ds. PR, specjalistką ds. sprzedaży i obsługi klienta oraz księgową. Zaledwie pozostałe 10% mogłam spędzić na prowadzeniu szkoleń. To było bardzo frustrujące.

 

 

4. Zbyt niskie wycenianie swojej pracy

 

Zmorą zwłaszcza początkujących freelancerów jest praca za „będziesz mieć do portfolio” i konkurowanie stawką, za którą nie da się godnie żyć. Klient często nie widzi w stawce freelancera tego wszystkiego, co taka osoba musi oddać państwu w postaci różnego rodzaju danin. Freelancerzy boją się utraty zleceń i klientów, co powoduje, że często zaniżają swoje ceny.

 

Często ma na to także wpływ tzw. syndrom oszusta. To psychologiczne zjawisko, które powoduje, że nie wierzymy w swoje własne osiągnięcia. Wydają się nam one niezasłużone, niezasadne. Oznacza to, że nawet jeśli mamy obiektywne przesłanki świadczące o tym, iż jesteśmy kompetentne, mamy odpowiednią do wykonywania danej pracy wiedzę, umiejętności i doświadczenie, to gdzieś z tyłu głowy pojawia się ten cichy głosik, który mówi: „Jestem oszustką, nie zasługuję na sukces, nie zasługuję na to, by ludzie widzieli we mnie ekspertkę”. I tu czas na ciekawostkę: do niedawna uważano, że syndrom oszusta najczęściej dotyka kobiety, które zrobiły zawrotne kariery. Przykładem takiej przedsiębiorczej kobiety, która przyznaje, że syndrom oszusta zrobił jej krecią robotę, jest Sheryl Sandberg – była wiceprezes Googla i COO Facebooka. Obecnie uznaje się, że syndrom oszusta w równym stopniu dotyczy kobiet, jak i mężczyzn. Tyle tylko, że panowie rzadziej przyznają się do tego publicznie i rzadziej szukają wsparcia.

 

 

5. Brak zrozumienia i wsparcia bliskich

 

Zwłaszcza dla tzw. starszego pokolenia praca na etacie jest św. Graalem. W ich przekonaniu tylko głupiec rzucałby ciepłą, bezpieczną posadę po to, żeby nigdy nie być pewnym, czy dostanie zlecenie, jak dobrze będzie ono płatne i oczywiście czy/kiedy przyjdzie przelew. Słuchanie tekstów w rodzaju: „No dobra, to teraz powiedz: kiedy masz zamiar wrócić do PRAWDZIWEJ pracy?” („prawdziwej” opcjonalnie możesz też zmienić na „normalnej”) to dla wielu freelancerów norma.

 

 

6. Wiecznie w pracy

 

Wielu freelancerom trudno jest wyjść z pracy – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ich myśli non stop krążą wokół spraw zawodowych. Wynika to po części z tego, że często pracują zdalnie z domu, a zatem przestrzeń, w której spędzają czas wolny przenika się z tą, w której pracują. Ma to także związek z pełnieniem różnorodnych ról i koniecznością sprawowania pieczy nad wieloma aspektami pracy. W związku z tym na freelansie pracuje się, gdy jest się chorym i pracuje się także, gdy jest się na urlopie, bo…

 

 

7. Odpoczynek jest dla „przegrywów”

 

Freelancerowi trudno jest dać sobie prawo do odpoczynku i regeneracji. Wchodzi na Facebooka czy Instagram i widzi jak Kowalski odniósł kolejny sukces a Nowak podwoił obroty. Wszyscy uśmiechnięci, wypoczęci, wstają rano, żeby pomedytować a profesja, którą wykonują, to ich pasja, więc w ogóle się nie męczą ;). Porównuje cudzą scenę ze swoimi kulisami i uznaje, że coś robi nie tak... Co zatem zmienić? Pracować ciężej, więcej, bez wytchnienia. Model pracy, w którym odmawiamy sobie prawa do odpoczynku, to prosta droga do pracoholizmu i wypalenia zawodowego. Obydwu tym zjawiskom zdecydowanie zdrowiej jest przeciwdziałać niż później mierzyć się z ich konsekwencjami.

 

 

Praca z pasją jest lekka i przyjemna?

 

Praca oparta na pasji to temat bardzo modny, a słowa Konfucjusza stały się hymnem wielu osób, planujących przejście na freelance. Praca na swoim to często orka na ugorze i mierzenie się z wyzwaniami, które nigdy nie spędzały nam snu z powiek, gdy pracowaliśmy na etacie. Twierdzenie, że praca oparta na pasji gwarantuje, że jest lekko i przyjemnie, to romantyczna mrzonka.

 

Praca na freelansie otwiera przed nami wiele możliwości, których nie miałyśmy na etacie. To my stajemy się odpowiedzialne za misję, wizję i wartości firmy – a także za ich realizację. Zyskujemy poczucie spełnienia, sensu, wolności, bycia osobą decyzyjną. Mamy sposobność kreowania i realizowania nawet najbardziej zuchwałych pomysłów oraz projektów. Ale za to wszystko freelance także wystawia rachunek. I warto mieć świadomość, że na etap "lekko i przyjemnie" zwykle najpierw trzeba zapracować.